10-01-2015
Niebieską bluzkę odłożył na półkę, zamknął w szkatułce bursztynowe korale. - Niech to wszystko jeszcze zostanie tam, gdzie wyznaczyłaś swoim byciem w świecie. Nie zamknę w jednym miejscu samego siebie. Tym bardziej, że ja - człowiek przestrzeni - w niej ciebie dostrzegłem. I jest tak samo od wielu lat: jesteś stale obok. Ale może, będąc w Wieczności, zmęczysz się podążaniem za mną w czasie i zatrzymasz się? Ja, nim niesiony, pójdę dalej i powstanie między nami dystans, ustali się - jak dla kontrolera lotów - bezpieczna separacja? Być może wtedy zacznę przenosić twoje ubrania, buty, bluzki, płaszcze. Wcześniej nie. Na razie nie widzę jej między nami, zwłaszcza w czasie. Mój czas jest twoim. Nie zatrzymałaś się, podążasz ze mną krok za krokiem. A jeżeli nie zatrzymasz się i nie powstanie najmniejsza nawet odległość? Wszystko zostanie bez zmiany. Chociaż do końca nie wiem, czy to ty podążasz za mną, czy ja ciągnę ciebie z Wieczności w moje czasowe istnienie? Jeżeli nie dostrzegę między nami dystansu, niczego nie ruszę. [...] A nasza dziwna, rozpoczęta w przestrzeni miłość - pomimo twego odejścia - wcale się nie skończyła. Chociaż tęsknię i tak mi ciebie brakuje. Pozostając stale z tobą, będę czekał i przypatrywał się twojej obecności we mnie.
Miłość jest z przestrzeni. Ogromnej, nieogarnionej, w każdym kierunku takiej samej, identycznej. Już ci mówiłem, że nie ma w niej żadnego wyróżnionego miejsca. Czasami tylko mgła chmur określa kierunki. [...] Jej ogrom przyprawia o zawrót głowy. Jest czystym istnieniem, chociaż niczego w niej nie ma. Jakby ogromne, pozbawione granic morze nicości, wypełnione światłem. Wolność, swoboda, pełny oddech duszy. Tutaj z kolei różnorodność, bogactwo i złożoność bycia. Przerasta nas, przekracza, przewyższa. Wbrew pozorom w głowie dalej się kręci, szumi, wibruje. Gubimy się bardziej niż nad ziemią. Możemy wręcz szaleć, wygłupiać się, igrać z istnieniem. Nic nam pozornie nie grozi, nie rozbijemy się. W górze to niemożliwe, nie ma miejsca na żarty. W kokpicie pozostaje jedynie psychika i przestrzeń. Żadnej twarzy. Tylko przyrządy, kontrolki, wzkaźniki. Przestworza nie mają oblicza. Myślę, Agnieszko, że w tym ogromie nieskończonego, pustego istnienia przestrzeni i tego tutaj, w świecie, każdemu z nas dana jest i przypisana jedna, jedyna twarz, w której zawiera się jego całość, ogrom, nieskończoność. Rozumiał to pewnie twój Piotr obeznany z nią, rozumiem ja. Dlatego tak patrzyłem na Anię. To sposób, w jaki się daje, jego dar. Ono samo jest zbyt wielkie, by je w pełni zrozumieć, odczuć. Teraz wróciło i ukazało się ponownie w twojej twarzy. Nie mogła być inna, tylko taka.
O Autorze
Andrzej Rekiel, doktor nauk filozoficznych, studiował na Wydziale Chemii i Fizyki Technicznej Wojskowej Akademii Technicznej. W roku 1982, podczas stanu wojennego, został usunięty z uczelni z powodu uczestnictwa w spotkaniach Duszpasterstwa Akademickiego Jezuitów w Warszawie. Publikował na łamach tygodnika konserwatywno-liberalnego "Najwyższy czas" oraz miesięcznika "Przegląd Powszechny". Przed kilku laty pierwotne zainteresowanie filozofią społeczno-polityczną porzucił na rzecz myśli Martina Heideggera. Mieszka w Lublinie.
Ciężar
0.37
Autorzy
Rekiel Andrzej
Oprawa
Miękka
Format
15.0x21.0cm
Objetosc
284
Rok wydania
2007
Dla tego produktu nie napisano jeszcze recenzji!
Napisz recenzjęWłaściciel sklepu internetowego nie gwarantuje, że publikowane opinie pochodzą od konsumentów, którzy używali danego produktu lub go kupili.